Portret artystki Galeria obrazów Wystawy Artystka w mediach

Martta Węg

 English | Polski | Francais
 

Strona główna | Portret Artystki | Galeria Obrazów | Wystawy | Artystka w mediach


Martta Węg (Marta Węgrzynowska)


Urodziła się w 1978 roku w Tomaszowie Mazowieckim. Kształciła się w Prywatnej Szkole Rysunku i Malarstwa oraz Liceum Sztuk Plastycznych w Łodzi, jak również w I LO w Tomaszowie Mazowieckim. Studiowała na Wydziale Malarstwa Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie, gdzie w 2002 roku otrzymała dyplom z wyróżnieniem w pracowni profesor Barbary Szubińskiej. Uprawia malarstwo sztalugowe.

Nominowana przez Europejską Akademię Sztuk do Nagrody Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej za najlepszą pracę dyplomową - "Dyplom Roku 2002" uczelni artystycznych w zakresie Sztuk Pięknych (szczegóły).

Laureatka Nagrody Prezydenta Warszawy w konkursie o tytuł: Najlepszy Student/Absolwent Uczelni Warszawskich (szczegóły).

W 2005 roku otrzymała w Londynie nagrodę "Vernissage Graduate Art Prize in Painting 2005" oraz we Francji Honorowy Medal Miasta Bourg-la-Reine za zasługi dla kultury. (szczegóły).

Dwukrotnie uhonorowana stypendium artystycznym Ministra Edukacji Narodowej. Jest autorką 40 wystaw indywidualnych w Polsce i za granicą m.in. we Francji, Włoszech i Holandii. Brała udział w ponad 120 wystawach zbiorowych polskich i zagranicznych m.in. w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, Belgii, Francji, Włoszech i Stanach Zjednoczonych. Jej prace były prezentowane na Międzynarodowych Targach Sztuki - AAF International Art Fair w Nowym Jorku (2007-2009), Londynie (2003-2010) i Amsterdamie (2008); 20/21 International Art Fair, The Royal Collage of Art w Londynie (2007-2010). Obrazy artystki znajdują się w kolekcjach prywatnych w kraju i poza jego granicami, w kolekcji Muzeum w Tomaszowie Mazowieckim, Muzeum Ziemi Wieluńskiej w Wieluniu, Muzeum Zamek Górków w Szamotułach oraz we włoskim muzeum Pinacoteca Comunale di Finale Ligure. (szczegóły).

Uczestniczka wielu prestiżowych plenerów malarskich. Mieszka i pracuje w Koczargach Starych pod Warszawą.



Łagodny pejzaż Martty W.

W pierwszym odruchu każdego, kto podejmuje próbę zrecenzowania czyjegoś malarstwa jest odniesienie go, do jakiegoś malarstwa zastanego. Najlepiej dobitnie potwierdzonego przez historię sztuki. Nie daj bóg artysty żyjącego ( bo ten jeszcze startuje w zawodach), no chyba że mamy do czynienia ze współautorstwem w tworzeniu nowego frontu w sztuce, co do którego jest zasadne domniemanie, że przetrwa.

Wiedziony tym odruchem próbowałem przykleić Marttę Węg do paru wielkich i sprawdzonych, by skonstatować z pretensją do siebie, że klej nie trzyma. Bo z jednej strony i pejzaż nie jest niczym nowym i postaci (obojętne, czy traktowane jako sztafaż, czy podmiot) i stosunek do koloru, rysunku. w zasadzie wszystko było. Ale powierzchowność takiego traktowania artystki jest obraźliwa i niegodna. Było wszystko, jak bardzo gorliwie byśmy nie zaprzeczali. Więc, co to za paralela?. Coś jakby powiedzieć, że skoro A jest blondynką i B też nią jest, to podobieństwo sięga granicy plagiatu. Naprawdę, to jest nic ponad stwierdzenie, że obie są blondynkam. Zatem przyjmijmy na początek, że ile byśmy nie namnożyli podobieństw, odniesień, przyległości, zawsze będą one pozorne i zawsze (mimo figuratywność, pejzaż i to wszystko, co znamy) na wierzch wypłynie odrębność Martty. Albowiem jest w Niej ów kod, który nazywa się osobowością. Szczególną odrębnością. Tym, co całemu doświadczeniu, wiedzy, historii, warsztatowi od których nie da się uwolnić dodaje osobistego charakteru, każdemu dotknięciu daje nasze linie papilarne.

Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu tytułując ten zbiór zdań użyłem w odniesieniu do malarstwa Marty słowa "pejzaż". To także jest nadużycie, skrót i ułatwienie. Równie zasadne byłoby nazwanie Jej obrazów "scenami rodzajowymi", sielskimi, czy jakoś podobnie nieadekwatnie. I ta niedefiniowalność także stanowi o odrębności malarstwa Martty, a próba zdefiniowania, jego spłyceniem, co recenzenta naraża na śmieszność. Czemu tak się dzieje?. Pewnie dlatego, że Martta nie wymyśliła swojego malarstwa. W sensie nie "wykalkulowała", nie "wykoncypowała", nie wydumała sobie względnie interesującego "produktu", który "wdrożyła do realizacji". To nie jest żadne:" Pokażę wam numer jakiego jeszcze nie widzieliście". Żeby zrozumieć nieco głębiej malarstwo Martty, trzeba poznać Marttę. A jeśli szukać paraleli jej malarstwa z czymś, to z Nią samą. Bowiem siłą malarstwa Martty jest jego zbieżność, spójność z autorką.Czyli: wiarygodność. Wielu bowiem malarzy ( by nie powiedzieć : większość) uznaje za oczywiste oddzielenie ich sztuki-pracy, od ich życia. Inna sprawa, że w zasadzie sztuka jest powszechnie uznawanym kłamstwem, umową. Tu warto dodać: jedynym na świecie na które się godzimy, kochamy je, chcemy za nie płacić i być uczestnikami tego kłamstwa. Większość artystów ekscentrycznych i poszukujących w zasadzie poszukuje nowych rynków zbytu, a po powrocie do domu zakłada ciepłe kapcie i ogląda seriale na tle półki z Sienkiewiczem, Żeromskim i Prusem. No, taka to praca.

Przyjrzyjmy się malarstwu Martty. Owszem, jest to pejzaż, ale pejzaż jakby "scenograficzny", "uteatralniony". Drzewa rzadko są bryłami konstruującymi rozległe plany i kolejne nachodzące na siebie aple. Traktowane są wybiórczo, z szacunkiem "dla jednostki", która często przypisana jest konkretnemu gatunkowi. Wychodzą na pierwszy plan, często czyniąc głównym bohaterem pojedynczy liść, gałąź, czy pień. Widząc to, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że odnajduję to także w historycznym malarstwie japońskim z parawanów i przesuwanych ścian, gdzie jest ono traktowane z nabożeństwem i tkliwą uwagą. W każdym razie, tak intuicyjnie czuję ducha"japońszczyzny",pomijając wyróżniki epok. Także podobny wydaje mi się sposób komponowania planów. Ale właściwa akcja rozgrywa się między ludźmi, często postaciami drugoplanowymi. Te postaci to kobiety. Zawsze, lub w dającej do myślenia ogromnej większości. Młode i eleganckie. I nie ma tu znaczenia, że wolą artystki umiejscowione w środku lasu, gdzie stosunkowo rzadko widuje się damy w eleganckich sukniach, kapeluszach i z markowymi torebkami, jakby żywcem przeniesione z ulic Paryża, czy Rzymu. Są i sztafażem (statystkami), lub aktorkami (raczej drugiego planu, jeśli uznać za plan pierwszy malarstwo portretowe, którego o ile wiem Martta nie uprawia) teatru Martty. Uczestniczą w tworzeniu opowieści. Nie są odzwierciedleniem rzeczywistości obiektywnej. Są rzeczywistością artystki, która decyduje w jakiej scenografii, jacy aktorzy i według jakich reguł biorą udział w spektaklu. I to trzeba wiedzieć i wniknąć w widzenie Martty, która dokonuje tego przeistoczenia w sposób tak delikatny, nienachalny i momentami niezauważalny, że możemy się pomylić nie tylko w zrozumieniu, ale i ocenie dzieła. Relacje między aktorami, także są delikatne. Postaci w gruncie rzeczy oddalone od siebie, pozostają w jakimś zmysłowym, niedomówionym kontakcie, ale zawsze zaznaczając swoją odrębność. I to jest ten ciepły znak człowieczeństwa. Żadnych "mocnych" znaków obecności. Nie ma żadnej architektury. Niczego co pozostawia trwały ślad w pejzażu. Jedyną pieczątką "cywilizacji" w ikonografii Marty, są buty, torebki, sukienki, kapelusze, - to co potrzebne kobiecie. Reszta, to sprawa męska, ale świat Marty, to świat kobiet.

Ładne, harmonijne i ozdobne. Takie także jest to malarstwo. Ale to nie wabik na widza. To atrybuty kobiecości. Gdy wsłuchasz się, wmyślisz, dostrzeżesz subtelności tonacji, odkryjesz spokój porządek, logikę, tęsknotę za ciepłem. Wartości wyższe. Zalążek świętości, który Martta lubi podbić formatem i kształtem podobrazia (tu także zbieżność z japońskimi parawanami) ku skrajnie horyzontalnym, lub wertykalnym, przywodzącym na myśl witraż i świadomie malowanymi "pod słońce", jakby ustawiając go jak witraż pomiędzy okiem, a źródłem światła. To dodaje wielu z Jej obrazów ów "witrażowy", czy "katedralny" charakter. I tak jak powiedziałem, owa łagodność, delikatność, subtelność, wyczuwalny szacunek dla istoty ludzkiej i przyrody to cechy malarstwa Martty i cechy Jej samej. Tu nie ma żadnego opowiadania. To czyściutka transmisja artystka-obraz. Nawet jeśli jest to świat wymarzony, wzorcowy, to są to Jej marzenia. Ona. Świat, który nie aspiruje do konkurowania z rzeczywistością. Nie ściga się z nią. Świat wtopiony w bursztyn. Byt sam w sobie. Istniejący w innym wymiarze. Od rzeczywistości obiektywnej Martta pożycza tylko rekwizyty. Przychodzi jak do sklepu." Biorę to i to", ale swoich aktorów obsadza w innych, często nieprzypisanych im rolach. "To nic że zawsze grałaś amantkę - dziś zagrasz krzesło". Ale to krzesło zawsze jest eleganckie. Bo "elegancja ( to słowo lekko przykurzone), jest także dominantą w obrazach Martty. Tak, jak dominantą jest też silne, czytelne i jednoznaczne osadzenie akcji w czasie. Jest zima. Jest lato. Tak może zaczynać się każda Jej opowieść. O przemijaniu. O upływie czasu na przekór któremu stają wiecznie młode dziewczyny i dzieci z Jej obrazów. W tej pięknej bitwie o przetrwanie.

Jan Wołek




Życie to dziw, przyjacielu - śpiewa bohaterka filmu Carlosa Saury Tango, aby po tej deklaracji reżyser mógł nas przekonać, że ten dziw można wyrazić poprzez tango. Tango bowiem, jak głoszą jego coraz liczniejsi zwolennicy na całym świecie, to nie tylko taniec, ale filozofia, ideologia, sposób życia. Wszyscy mamy marzenia, których nie możemy zrealizować, problemy, których nie potrafimy rozwiązać. Jest w nas tyle wątpliwości, rozterek i tęsknot. Wszyscy w pewnym sensie jesteśmy imigrantami szukającymi swojego prawdziwego domu. On istnieje. Odnaleźć go można w tangu - powiedział jeden z nauczycieli tanga słynnej podróżniczce Beacie Pawlikowskiej.

Tango narodziło się w portowej dzielnicy Buenos Aires wśród imigrantów szukających pracy w Argentynie i... panienek z domów publicznych. Imigranci odreagowywali tęsknotę za domem, niepowodzenia, rozterki poprzez taniec. Z czasem tango stało się symbolem miłości i śmierci. Tańczył je Rudolf Valentino w Czterech jeźdźcach Apokalipsy, topił smutek po stracie żony bohater Ostatniego tanga w Paryżu, pułkownik uczył swojego młodego przyjaciela jak przytulać kobietę w tangu i jak ją zniewolić w Zapachu kobiety, a prostak Edek zniewalał tangiem Wuja inteligenta w Tangu Mrożka...

I tu należy zacząć opowieść o malarstwie Martty Węg, która pojechała do ojczyzny tanga i - jak sugeruje tytuł wystawy - tango stało się tłem do obserwacji ludzi, przyrody, a przede wszystkim (to już moja sugestia) ... samej siebie. Przed kilku laty profesor Barbara Szubińska napisała o Marcie, że młoda malarka nie inspiruje się pomysłami innych mistrzów. Odważnie buduje indywidualny świat, którego cechą jest subtelna poetyka, wyrafinowanie kolorów i pewnego rodzaju nostalgia... Nie wiem, czy argentyńska podróż odmieniła samą artystkę, ale niewątpliwie wpłynęła na Jej twórczość. Nie była to zmiana rewolucyjna, a jednak zobaczone w Patagonii lasy araukarii, lodowce, rdzawe, skaliste wybrzeże, wodospady zintensyfikowały kolor, okiełznały nieco światło, które rozbijało przestrzeń obrazów, pogłębiły penetrowanie bieli...

Biel w obrazach Martty Węg miała zawsze rozstrzygające właściwości, przebijała się spod transparentnych kolorów, nakładała impastami, na nią artystka rzucała refleksy... Obrazy artystki, chociaż przypominają elegancją obrazy Watteau, nawiązują do tego nurtu, który reprezentował Hodler, Grien, a u nas Grzywacz... Charakterystyczny dla obrazów Martty Węg jest spacer po ścieżkach, ale kobiety na tych ścieżkach nie przypominają rozbawionego towarzystwa z obrazów Watteau, ale świadome przemijania kobiety Hodlera (Spojrzenie w wieczność), czy bardziej dosadne kobiety Griena (Siedem wieków życia kobiety). Poruszamy się monotonnie po tych samych kręgach. Zataczamy błędne koła...

Argentyńskie tango wprowadziło do obrazów Martty mężczyznę. Przez lata był on w Jej twórczości (poza kilkoma przypadkami) nieobecny. Ale artystka ustawiła go w swoim porządku. Nie wnosi namiętności, ani zuchwałych rozwiązań problemów za pomocą noża... Tańczące pary zachowują się jak na milongach w Berlinie, Londynie, Amsterdamie, a podobno i w Warszawie. Przychodzą tylko po to, żeby potańczyć. Każdy zostaje ze swoimi myślami, problemami, zamknięty w sobie. Artystka ostentacyjnie staje się beznamiętną obserwatorką tańca, który jest wręcz wykładnią filozoficznego stoicyzmu, tego, co bezcielesne...

Jej interpretacja tanga przypomina to, co o tangu mówił cytowany powyżej nauczyciel tego tańca.

Martta ustawia tancerzy, podobnie jak inne postacie na swoich obrazach, jak reżyser, który poprzez aktorów chce powiedzieć (również sobie, a może przede wszystkim sobie) coś o świecie, swoim widzeniu rzeczywistości, wyrzucić z siebie kłębiące się myśli... Jest to postawa tak konsekwentnie przeprowadzona od początku malarskiej twórczości Martty Węg, zarówno warsztatowo, jak również intelektualnie, że stanowi enklawę na bezkresnej przestrzeni wyścigów szczurów.

Andrzej Matynia
Ze wstępu do katalogu: "Podróż z tangiem w tle"
Warszawa, 2010




Martta Węg wierzy w siłę wyobraźni opartej w solidną obserwację urody i bogactwa natury. Malarstwo nie jest cytatem rzeczywistości ani naśladownictwem fotograficznym. Interpretując to, co widzialne, artystka ma odwagę przywołać pełnym głosem wartości malarstwa, które przez wieki były źródłem zachwytu i wzruszeń.

Relacje między człowiekiem a rzeczywistością, naturą a cywilizacją, to temat absorbujący energię i umysł artystki. Pamiętając o tradycji, młoda malarka nie inspiruje się pomysłami innych mistrzów. Odważnie buduje indywidualny świat, którego cechą jest subtelna poetyka, wyrafinowanie kolorów i pewnego rodzaju nostalgia właściwa poetom i artystom jej narodu. W malarstwie Martty Węg interesuje nas dbałość o piękno kompozycji i harmonię światła, oraz uczciwość w szukaniu własnej prawdy artystycznej. Wątek tematu jest pretekstem do wyrażenia uniwersum.

Intuicja, niewątpliwy talent oraz konsekwencja i swoboda, z którą wypowiada się formą i kolorem, pozwalają spodziewać się, że ta młoda malarka zapisze wkrótce poważnie brzmiące hasło w malarstwie XXI w.

Barbara Szubińska
Warszawa, 2002




Panią Martę Węgrzynowską spotkałem po raz pierwszy podczas egzaminów rekrutacyjnych do Europejskiej Akademii Sztuk. Urzekła mnie jej gotycka uroda przypominająca średniowieczne "piękne madonny". Podczas całych studiów cechowała ją niezwykła skromność idąca w parze z benedyktyńską pracowitością.

Ta cecha i talent przyniosły efekty. Znając jej pasję twórczą jestem przekonany, że osiągnie należyte jej miejsce w świecie sztuki, czego jej serdecznie życzę.

Antoni Fałat
Warszawa, 2002




Jest to młoda osoba, o wyglądzie zaledwie nastolatki, a mieści się w niej dojrzałość pełnego człowieka. Jest skupiona, poszukująca, odpowiedzialna. Z dziecięcą wprost wrażliwością i zachłannością Marta obserwuje i chłonie świat, by następnie wyrażać nową, własną rzeczywistość, w sposób świadomy i przemyślany, mówiąc własnym, niekłamanym językiem.

Jej malarstwo, czy grafika to odległe przeniesienie, zatrzymanych w pamięci, nie w oku, obrazów rzeczywistości przefiltrowanych Jej odczuwaniem.

Prace Marty, nawet te pozornie studyjne, zawierają nastrój poezji, czy raczej baśni. Są nośne, mówią same o sobie. Warto, by każdy odbiorca przeżył je po swojemu.

Danuta Kołwzan Nowicka
Warszawa, 2001